Cały czas zastanawiałem się jak zacząć ten pierwszy artykuł na blogu. Nic innego nie przychodziło mi do głowy jak cofnięcie się w czasie o 25 lat i powrót do czasów dzieciństwa, czasu w którym jako 12 -13 letni chłopak zamiast zgłębiać historię, matematykę czy biologię z podręczników do piątej czy szóstej klasy podstawówki, ja leżałem na dywanie w swoim pokoju pochłonięty lekturą książek łowieckich, które były zamawiane z Łowca Polskiego. Niektórzy z Was pewnie tych czasów nie pamiętają, więc pokrótce Wam je przybliżę. W latach 90 ubiegłego wieku nie funkcjonowały jeszcze zamówienia przez Internet. Trzeba było wypełniać długopisem odcięty kupon z naszej związkowej gazety „Łowiec Polski”, wpisywało się tytuły pozycji, pakowało się w kopertę i Pocztą Polską wysyłało się na warszawski adres redakcji. Po kilku dniach przychodziła szara paczka z zawartością, której nie mogłem się doczekać. Z tego co pamiętam to przy zamówieniu 5 lub 3 książek, teraz ciężko mi to sobie przypomnieć, jedna była gratis, dlatego wkładałem tam jeszcze karteczkę napisaną dziecięcym charakterem pisma, na której widniał tytuł gratisowej książki, takowej, której jeszcze nie mam w kolekcji, ale też po to żeby nie zdublować posiadanej już pozycji. To właśnie wtedy po przeczytaniu opowiadań z polowań na Czarnym Lądzie w głowie nastolatka narodziła się chęć, a może i pragnienie zapolowania na afrykańskiego zwierza. Teraz już wiem, że to był początek realizacji jednego z największych marzeń z dzieciństwa.
Po tym krótkim wstępie przeniosę Was, drodzy czytelnicy o 25 lat w czasie do roku 2021. Jak wiecie, w bieżącym czasie działam już dość aktywnie w social mediach, najpierw był, i nadal jest to blog na Facebooku, później powstał kanał na YouTube, i konto na Instagramie, a obecnie strona internetowa, która spięła te wszystkie platformy w jedno, a Wy właśnie ją przeglądacie. Nie jest żadną tajemnicą i nie zamierzam przed nikim tego ukrywać że po 12, a może 13 latach polowania dorosłem do tego żeby mieć swoją ulubioną markę zarówno broni jak i optyki. Niektórzy faceci mają ulubioną markę samochodów, a kobiety perfum, ja do samochodów nie przywiązuje tak dużej wagi jak do broni, a perfum używam dość rzadko, więc butelkę 150ml Fahrenheita mam już z 10 lat 🙂 (no gdzieś trzeba oszczędzać).
Jak wiecie marką broni której używam jest Blaser, a ulubioną optyką Zeiss. W 2021 roku nie powiem Wam dokładnie w którym miesiącu zadzwonił do mnie Adam S. który jest dystrybutorem obu tych marek na rynek polski z propozycją:
- Cześć Kamil – powiedział Adam.
- Cześć – odpowiedziałem.
- Słuchaj mam dla Ciebie propozycję – zagadał Adam.
- Jaką? – odpowiedziałem z zaciekawieniem.
- Nie chcesz polecieć do Namibii na polowanie redukcyjne na farmę Blasera? – spytał Adam, Jest zielone światło z Blasera i chciałbym jako organizator tej wyprawy oficjalnie Cię zaprosić.
- (zamurowało mnie, cisza w słuchawce) Adam nie wiem co mam Ci powiedzieć…. zaskoczyłeś mnie tym pytaniem – po chwili odpowiedziałem.
- Wiesz jest jednak jeden warunek, trzeba to wszystko nagrać więc musisz chyba lecieć z operatorem – powiedział Adam.
- Bardzo dziękuję! Oczywiście że lecimy!
- Ok, dokładny termin podam Ci myślę że w styczniu, tak że do usłyszenia. Cześć.
- Czekam na informacje. Cześć. – rozłączyłem się.
Gdybyście widzieli moją minę po rozłączeniu się z Adamem… chyba była bardziej wymowna, niż po trafieniu szóstki w totolotka. Nie chcę Was zanudzać… ale ten czas przygotowań do wylotu dłużył mi się niesamowicie…. więc przejdźmy może już do czasu przed jak i samego wyjazdu.
Pakowanie:
I tu nieodzownymi pomocnikami byli koledzy, którzy już na Czarnym Lądzie byli. Bardzo dużo niezbędnych informacji przekazał mi Pan Andrzej P., którego mieliście okazję poznać w odcinkach Sudeckiej Ostoi, jak opowiadał o swoich łowieckich przygodach nie tylko z Afryki. Jeszcze raz Panu Andrzejowi serdecznie dziękuję również tutaj na łamach bloga. Odzież, obuwie, czapka rękawiczki, komin… itp.. Tak czapka. Rękawiczki, komin może brzmi to trywialnie, przecież pakuje się do Afryki, jednak w czerwcu w Namibii jest zima! Temperatura w nad ranem i w nocy często spada poniżej 0*C! Czego doświadczyliśmy niejednokrotnie wyjeżdżając na łowy o godzinie 7:00. Nie chcę Was zanudzać jakie koszule czy spodnie pakowałem, wszystko starałem się pokazać w pierwszym odcinku naszej serii z Polowania na Blaser Safari.
Nie będę za dużo opisywał szczegółów ponieważ wszystko to możecie zobaczyć w materiale filmowym na naszym kanale Sudecka Ostoja. Jednak to co umknęło kamerze, a zostanie w pamięci na zawsze przeleję za pomocą klawiatury na szklany ekran Waszych monitorów, czy smartfonów.
Podróż:
Droga z domu na lotnisko w Warszawie minęła nam szybko i przyjemnie, a humor poprawił nam kolega po strzelbie, którego spotkaliśmy na autostradzie. Ów kolega zapewne wracał z polowania i przy opuszczonych szybach w naszych samochodach w trakcie jazdy pokazywał nam swoje łowisko. Jeżeli to czytasz to serdecznie z Michałem pozdrawiamy. W trakcie jazdy samochodem nagrywaliśmy krótkie sceny do materiału i tak zanim się obejrzeliśmy wylądowaliśmy na parkingu przy lotnisku. Na Okęciu byliśmy pierwsi, zajadając kanapki z boczkiem z dzika, czekaliśmy na resztę grupy. Jako drudzy dotarli Gabrysia z mężem Marcinem, oboje polujący, a co dla mnie najważniejsze również był to dla nich ten „pierwszy raz” jeżeli chodzi o polowanie w Afryce. Ostatni dojechał Adam wszak miał najdalej bo jechał z Warszawy 🙂 Wszyscy razem się poznaliśmy, co nie było trudne, choćby po ubiorze strikte myśliwskim, mocno wyróżniającym się na tle innych podróżujących przebywających w terminalu, a już takim znakiem rozpoznawczym że my to myśliwi były nasze walizki, każdy z taką samą torbą podróżną Blasera, no tylko Michał miał „cywilną” walizkę. Szybka odprawa i lecimy do Frankfurtu ale… oczywiście pierwsza małą przygoda. Miła Pani która nas odprawiała podaje nam bilety i informuje, że we Frankfurcie może być problem z lotem do Windhuk ponieważ widzi ona w systemie, że nie może nadać nam dokładnych miejsc na pokładzie samolotu ponieważ linie lotnicze sprzedały więcej biletów niż miejsc w samolocie, zapewnia że wszystko powinno się wyjaśnić na lotnisku w Niemczech.
We Frankfurcie do naszej grupy dołącza kolega Gunter, przedstawiciel firmy Blaser, który będzie nam towarzyszył i z nami polował, czyli nasza grupa liczy już 6 osób. Szczęśliwie miejsc na pokładzie boeing 747 dla nas wystarczyło i po 10 godzinach wylądowaliśmy około godziny 5:00 nad ranem na czerwonym lotnisku przy stolicy Namibii. Na lotnisku oczekiwał nas już Lorenc, który jak się okazało był jednym z Profesional Hunters. Zapakowaliśmy walizki do busa marki toyota i po 2 godzinach przekroczyliśmy bramę wjazdową Blaser Safaris. Powitanie, które każdego z uczestników no może poza Adamem, który był w tym łowisku już kilka, lub kilkanaście razy bardzo miło nas zaskoczyło, nikt z nas nie spodziewał się takiego przyjęcia, była lokalna muzyka odegrana na afrykańskich bębnach, był też niesamowicie naturalny śpiew czarnoskórych kobiet, na srebrnej tacy trzymanej w dłoniach kelnera stały kieliszki z aperolem, oraz szklanki ze świeżym, orzeźwiającym, niesamowicie dobrym sokiem pomarańczowym. Sam szef Blaser Safari pochodzący z RPA i noszący ciekawe imię Conway, oprowadził nas po całej lodgy, prezentując obiekt w całej okazałości, od sali kominkowej, przez taras, miejsce na ognisko, otwarty bar, aż po basen. Krótka informacja dotycząca dalszej części dnia, o 12:30 obiad, o 14:30 jedziemy na strzelnicę sprawdzić Wasze umiejętności , a wieczorem specjalny podwieczorek w miejscu w którym zapiera dech w piersiach.
Polowanie:
No i teraz zapewne większość z Was czekała na ten moment i tą część. Jednak możecie się zawieźć bo opisywać szczegółowo w stylu literackim nie zamierzam każdego dnia z osobna, i nie dlatego że nie umiem, czy dlatego że mi się nie chce… po prostu musicie zobaczyć każdy odcinek na kanale, jednak żeby ten akapit nie był pusty opiszę Wam moje wrażenia oraz postaram się krótko podsumować samo polowanie praz sens polowania w Namibii.
Teren łowiecki na którym polowaliśmy, i którym zarządza Conway ma powierzchnie 43 000 ha! Tak nie pomyliłem się 430km kw! Czyli niewiele mniej niż cały powiat zakopiański!!! i teraz należy przejść do obalenia mitu, że w Afryce poluje się w zagrodach. Poniekąd jest to prawda, ponieważ te tereny są ogrodzone, jednak realnie patrząc to proszę ogrodzić cały powiat zakopiański i iść na polowanie, znaleźć tam zwierzynę i ją upolować 🙂 postarałem się Wam drodzy czytelnicy dokładnie to zobrazować że wcale nie jest to takie proste i łatwe. Sam sposób polowania różni się mocno od europejskiego, choć głównie poluje się z podchodu i ten podchód trwa do kilku godzin, a przekładają c to na miarę długości kilka, lub kilkanaście kilometrów. Profesjonalizm PH mnie osobiście zaskoczył, nie zdawałem sobie sprawy jak mój przewodnik po buszu był doskonale przygotowany a co ważniejsze jak dobrym był myśliwym, obserwatorem i tropicielem. Na potwierdzenie tych słów znów jestem zmuszony odesłać was do jednego z odcinków Sudeckiej Ostoi.
Jako ciekawostkę, bo tego nie ma w materiałach filmowych powiem Wam że ulubionym kalibrem większości PH w Afryce jest 375 H&H co mnie osobiście nie dziwi. Taka informację wyczytałem już jako dzieciak w/w książkach o polowaniach na czarnym lądzie. Co do samej zwierzyny jest ona nieprzeciętnie twarda! Amunicja której używa się do polowań w Afryce musi być z tych najtwardszych np. RWS EVO, czy Norma Oryx (nie na darmo szwedzki producent nazwał ten pocisk Oryx). Bardzo często strzela się przez gęste krzaki, a krzewy tworzące busz stanowią naturalną zaporę niemal nie do przejścia przez człowieka. Tutaj każda roślina poczynając od małych krzewinek a kończąc na drzewach ma kolce, kolce o długości kilku centymetrów!!! nasze jeżyny w porównaniu do namibijskich krzaków to pelargonie! Wracając jeszcze do PH muszę Wam powiedzieć że nie mam pojęcia w jaki sposób potrafią oni zlokalizować zwierzyną na dystansie 4-6 km, jednocześnie określając gatunek oraz kierunek w którym zwierzyna się porusza nie używając lornetki!!!
Oprócz samego polowania największe wrażenie zrobiła na mnie przede wszystkim przyroda i ogólna „atmosfera” towarzysząca całym afrykańskim łowom. Najwspanialsze co może spotkać człowieka z Europy to widok bezkresnego buszu nieskażonego ludzką ręką, żadną linią energetyczną, żadną autostradą, żadnym kominem, żadnymi torami kolejowymi, żadnym wieżowcem, po prostu naturalna ziemia, roślinność brak cywilizacji, tego co mamy na co dzień! Tu się po prostu odpoczywa od huku motoryzacji, zarówno tej naziemnej jak i podniebnej. Dziś już po powrocie do domu, do pracy, do miasta, siedząc i pisząc dla Was te kilka zdań uświadomiłem sobie jakim wspaniałym czasem było te prawie 7 dni spędzonych w prawdziwej naturze! W miejscu gdzie ludzie z miasta nie mają pojęcia czym jest cisza, cisza „zakłócona” śpiewem ptaków, odgłosami impal kończących w czerwcu swój okres godowy, cisza wiatru smagającego twarz myśliwego, po zakończonym polowaniu, który wpatrzony w otaczający go busz w jednej dłoni trzyma szklankę z doskonale pasującą do klimatu whisky, a w drugiej tlące się cygaro.
Cała ta przygoda nie byłaby możliwa gdyby nie Adam, za co mu serdecznie dziękuję! Ludzie z którymi spędziłem ten czas okazali się wspaniałymi kompanami i jeszcze lepszymi myśliwymi! Gabrysia, Marcin i Gunter, było zaszczytem dla mnie móc z Wami polować, a wieczorami przy ognisku dzielić się wspólnie przeżyciami łowieckimi.
Pewnie myślicie czy tam wrócę? Hmmmm coś Wam powiem bilet Warszawa-Frankfurt-Windhuk mam kupiony na 9.06.2023 r.
Darz Busz!
Poniżej link do filmu na kanale YouTube: